"Kto porwał Daisy Mason?" Cara Hunter
Gdy
przeczytałam opis do książki „Kto porwał Daisy Mason?” pomyślałam „będą emocje!”.
Wiadomo tam gdzie pojawia się motyw z uprowadzeniem małego dziecka, zawsze
rodzą się dodatkowe przeżycia. Strach i nadzieja kotłują w myślach. Dlatego
czym prędzej sięgnęłam po tą pozycję. A jaki był efekt końcowy? Hmm… może
troszkę o treści.
Daisy Mason
to 8-letnia dziewczynka, która wraz z bratem i rodzicami zamieszkała w domu na
przedmieściach Oxfordu. W szkole jest jedną z najlepszych uczennic. Jej rodzice ciężko pracują by utrzymać poziom życia zgodny z
warunkami jakie panują wśród sąsiadów. Ich rodzina nie należy do
najbogatszych, stąd presja, by dobrze się prezentować. Gdy pewnego wieczoru
postanawiają zorganizować „parapetówkę” aby bardziej przypodobać się okolicy nie wiedzą, że może dojść do tragedii.
Daisy znika z przyjęcia. Nikt nie wie gdzie może być. Pierwsze podejrzenia padają
na rodzinę. Na jaw zaczynają wychodzić niewygodne fakty… a telewizja i ludzie
zaczynają powoli szukać winnego na własną rękę. Presja otoczenia staje się
niewiarygodnie ogromna a w głowie ciągle pojawia się pytanie… kto porwał
Daisy?!
W trakcie lektury miałam mieszane uczucia. W ostatecznym rozrachunku książka okazała się
dobra. Jak dla mnie akcja toczyła się zbyt wolno, nie trzymała w napięciu a
proces odkrywania coraz to nowszych faktów dotyczących zaginięcia dziewczynki,
nie potrafił mnie porwać. Po prostu trochę nudno. Książkę czytałam jakieś 4 dni, bo ciągle ją odkładałam. Koniec końców
dotarłam do zakończenia i co mnie spotkało? Rozczarowanie… To zakończenie w
ogóle mi nie podeszło. Wybaczcie nie doceniłam tego kunsztu. Wszystko
oczywiście rozwiązało się zaskakująco… ale dla mnie to był po prostu spokojny thriller.
Chociaż muszę przyznać, że dwa razy zwroty akcji mnie zaskoczyły. Przez chwile
myślałam, że w następnym rozdziale będzie już ciekawie… ale nie. Było po prostu
powolnie, bez żadnego rozlewu krwi i dramatów. Każdą stronę czytałam bez większych emocji, chociaż liczyłam ciągle, że się pojawią.
Zaskoczeniem
natomiast był fakt, że w książce wplecione zostały również wpisy i wiadomości z
mediów społecznościowych. Gdy sprawa wypłynęła na światło dzienne, telewizja, facebook i tweeter aż płonęły od informacji umieszczanych przez przypadkowych ludzi. Obrazy tych opinii i osądów były szokujące. Ale ten zabieg był bardzo dobry, bo dawał idealny wgląd na to jak rzeczywiście wygląda nasz
świat. Gdy zginęła Daisy powstały dwa obozy. Jeden wspierający rodzinę i jej odnalezienie oraz drugi, w którym grupa hejterów wzniecała burze i rzucała winę na rodziców.
Bardzo podobała mi się postać detektywa Adama Fawleya. Sprawnie prowadził dochodzenie a zespół jaki stworzył by odnaleźć dziewczynkę był imponujący. Poza tym jego życie osobiste kryje tajemnice, która szalenie nas ciekawi. Sprawa, którą prowadzi odciska piętno na jego przeszłości. Jakie demony skrywa? Mam nadzieje, że czegoś więcej dowiemy się w kolejnych tomach.
Podsumowując. Książka raczej spokojna i bez większych emocji. Wątki sprytnie się przeplatają. Myślę, że książka może się bardzo podobać osobom, które lubią spokojniejsze thrillery.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz