"Punk 57" Penelope Douglas
Z poprzednią książką autorki "Birthday girl" popełniłam błąd - oceniłam ją po okładce i po opisie i z góry skreśliłam. Zostałam do niej namówiona i do tej pory, mimo iż minęło kilka miesięcy jestem pod wrażaniem. Zachwyciła mnie i sprawiła, że gdy tylko w zapowiedziach pojawił się PUNK 57 rwałam się by ją mieć, by przeczytać i poczuć emocje. Postawiłam ją na piedestale zanim ją przeczytałam, błędnie czy nie - zapraszam na recenzję.
Była
dla niego wszystkim. Myślał nawet, że się w niej zakochał. Dziewczyna z listów,
jego Ryen. Obiecali sobie, że nigdy się nie spotkają i nie będą siebie szukać w
mediach społecznościowych. Żadnych zdjęć, żadnych spotkań. Tylko listy i
oni.

Ryen nie wie, czemu Misha nie odpisuje. Za to do jej poukładanego życia wkracza chłopak, który wyraźnie ma zamiar je zniszczyć. Tylko czemu Ryen nie potrafi przestać o nim myśleć?
Ta książka to klasyczny New Adult z
motywem Hate love. Wyidealizowani w listach bohaterowie spotykają się w realnym
życiu. Pisali do siebie, poznawali się, zakochali się w sobie.
Wydawać by się mogło, że to bratnie dusze, ale czy listy mówią
prawdę? Czy pokazują prawdziwych bohaterów, czy tylko iluzję ?
Ich spotkanie weryfikuje ich wizerunki i tu pojawia się motyw hate
love. Zajmuje on dużą część książki. Bohaterowie mocno
się spierają, kłócą, ranią. Naprawdę jest ostro. Wydawać by się mogło, że
ich spotkanie niszczy wszystko... ale poza nienawiścią jest jeszcze ogrom
przyciągania, chemii fascynacji - dosłownie mieszanka wybuchowa. Ile
można tak wytrzymać? Od nienawiści do miłości jest bardzo, bardzo krótka droga,
tym bardziej, że nic nie jest tu oczywiste, a nasi bohaterowie grają. Nie
pokazują prawdziwych siebie, nie uzewnętrzniają się. Ich życie to
pozory. Co jest prawdą -listy czy życie codzienne?
Zdecydowanie podeszłam do niej z bardzo dużymi oczekiwaniami. Chciałam by dławiły mnie emocje, by dusiło oczekiwanie, by serce zatrzymywało się z uniesień bohaterów i dostałam to z nawiązką. WOW.
Po
tej książce wiem, że Penelope to autorka, która idealnie trafia w
moje oczekiwania i i gust, a jej książki można brać w ciemno. Ma ona
niezwykły dar pisania o chemii i przyciąganiu pomiędzy bohaterami.
Kartki książki aż iskrzą. Czyta się po prosty nieziemsko i do szpiku
kości prawdziwie. Emocje wylewają się z kartek, a czytelnik
nie może się oderwać. Mimo, że akcja dzieje się w liceum
całkowicie nie odczułam niedojrzałości bohaterów. Młodzież w USA
jest zupełnie inna niż w naszym kraju.
Mają inną kulturę i inne możliwości, chociażby pieniężne lub naukowe. Oni kończąc liceum są praktycznie niezależni i jeśli dobrze pokierują swoim życiem są w stanie utrzymać się i uczyć. W tej książce to widać i trzeba to przyjąć. Nie jest oderwana od rzeczywistości - ona jest oderwana tylko od naszej kultury.
Mają inną kulturę i inne możliwości, chociażby pieniężne lub naukowe. Oni kończąc liceum są praktycznie niezależni i jeśli dobrze pokierują swoim życiem są w stanie utrzymać się i uczyć. W tej książce to widać i trzeba to przyjąć. Nie jest oderwana od rzeczywistości - ona jest oderwana tylko od naszej kultury.
Kolejnym plusem jest tło, które tak naprawdę tworzy trzon historii. Jest to życie w szkole. Oczekiwania społeczeństwa, ocenianie innych, prześladowanie. To element, który łatwo przenieść to życia codziennego i albo przypomnieć sobie jak to było gdy my byliśmy młodsi, albo patrzeć na nasze pociechy i obserwować czy w ich relacjach szkolnych nie dzieje się nic złego.
Bardzo
podobała mi się tajemniczość. Misha ma sekret, który autorka powoli nam
odsłania. Robi to w tak delikatny i nieszablonowy sposób, że nie odgadłam
motywu. Gdy karty zostały odkryte nie mogłam uwierzyć jak to zostało poprowadzone
i jaką stworzyło to całość. Klasa autorki polega na tym, ze powieść
jest zaplanowana od początku do końca. Nie ma przypadku i czytelnik
dosłownie zostaje schwytany i tkwi w
tej historii od początku do końca.
Książka jest nieszablonowa, emocjonalna, a miejscami bardzo pikantna, polecam bardzo.
REWELACJA.
9/10