TINKA o „Dożywocie” Marty Kisiel
O powieści „Dożywocie”
dowiedziałam się przypadkiem z Lubimy Czytać, a że jestem czytelnikiem, który
lubi zapoznać się z opinią na temat konkretnych pozycji… zagłębiłam się w ogrom
recenzji i pozytywnie nakręciłam. Potrzebowałam komedii… tak! Zdania na temat
książki były podzielone ale w większości bardzo pozytywne… zaufałam
użytkownikom portalu i rozsiadłam się wygodnie z nową lekturą. Czy mnie
rozczarowała? Spójrzcie najpierw na opis:
Początkujący
pisarz dziedziczy dom razem z zamieszkującymi go dożywotnikami. Wszystko
mogłoby być pięknie, gdyby nie fakt, że w gotyckiej willi znajduje: naiwnego
anioła, rozmiłowanego w gotowaniu morskiego potwora, widmo romantycznego poety,
cztery utopce, kotkę o bardzo ostrych pazurach oraz dziwnego królika! Jeden
człowiek nie podoła tej ferajnie – szaleństwo czai się za progiem!
„Dożywocie”
to książka, której kategorię można zaliczyć do szalonej kombinacji absurdalnego
fantasy z elementami humorystycznymi. Oczywiście humor jest specyficzny, może
nie każdemu przypadnie do gustu, ale właśnie dla tego poczucia humoru pokochałam
pióro pani Marty Kisiel i przyznam szczerze, że w ogóle się nie rozczarowałam.
Lichotka
– czyli willa, którą odziedziczył Konrad wraz z ciekawymi lokatorami, okazała
się dużym, lekko zaniedbanym i staroświeckim budynkiem w stylu gotyckim. Bohater
nie wie dlaczego i jak to się stało, że dom został zapisany właśnie na niego? Ale
postanawia skorzystać z okazji. Młody autor jest aktualnie na rozdrożu w życiu osobistym
i chciałby rozwinąć karierę pisarską, więc postanawia wprowadzić się do tego
ogromnego domu wraz ze swym dobytkiem. Gdy przyjeżdża na miejsce i staje przed
budynkiem widzi korzyści jakie przyniesie mu sprzedaż, gdy tylko zorganizuje
remont… ale nie spodziewa się, że pojawią się pewne przeszkody, które mu to
uniemożliwią.
Przeszkodami
tymi okazują się postaci, które ciężko uplasować w realnym świecie. To właśnie
Ci „dożywotnicy”, których Konrad przy podpisaniu dokumentów zobowiązał się
chronić, stają się po części jego udręką i zbawianiem. Początkowo przyznaje się
do tego, że ciężko było mi się przyzwyczaić do użytkowników willi. Bo to takie
dziwne spotkać Aniołka w różowych bamboszkach, który uwielbia ład i porządek
albo widmo szalonego Panicza Szczęsnego, który wiecznie poszukiwał miłości i
rymów. Dodam do tego bulgoczącą ośmiornicę, która umiłowała sobie kuchnię i gotowanie, oraz cztery paskudne utopce zalęgające w
wannie. Jest jeszcze wredna kotka i złośliwy różowy królik… wiem!
Szalone? Ale mimo tego, że wszystko brzmi jak jakiś absurd, to uwierzcie,
autorka stworzyła książkę bardzo spójną, a do tego bardzo pozytywną i zabawną.
Ogromnym
plusem całej powieści jest przemyślany i specyficzny język jakiego używa
autorka w książce. Specyficzny czyli dojrzały, inteligentny i wyrazisty. Książka
napisana jest bardzo lekko a wszystkie wątki przechodzą bardzo naturalnie z
jednego w drugi. Dialogi są zabawne, a cięte riposty bardzo trafione. Akcja
początkowo bardzo wartka, w połowie książki trochę siada, ale pod koniec
zaskakuje tak bardzo, że aż szkoda nam się rozstać z bohaterami powieści.
„Dożywocie” to bardzo dobra lektura ;) Książkę
czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Śmiałam się z nią i przeżywałam wszystkie
rozterki Konrada. Kibicowałam jego staraniom i wpadkom. Po zakończeniu książki
stwierdziłam, że mi mało, ponieważ autorka pozostawiła mnie z niedosytem i
wątkami, które chciałabym dokończyć. Na szczęście jest kontynuacja losów
bohaterów w powieści „Siła niższa”, a ja z przyjemnością dowiem się co się działo u mojego ulubionego Aniołka :) Polecam Wam bardzo na rozluźnienie po
męczącym dniu, świetna komedia!
7/10
Za
egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:
Uwielbiam tę książkę.
OdpowiedzUsuń